|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Lenna Prefekt Naczelny (Bezczelny XD)
|
Wysłany:
Śro 15:22, 02 Sie 2006 |
|
|
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 35 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdzie kończą się uczucia a zaczyna pustka...
|
Macie niewyrzyte bestjie:P Co prawda piszę to jeszcze na blogu, ale nic nie zaszkodzi Otóż są to przemyślenia Lenny Riddle. DOROSŁEJ Lenny Riddle. Będzie to opowieść, co robiła, gdy zgineli Potterowie, jak wyglądało jej życie, czego się bała, nad czym pracowała, komu była wierna, jak wyglądało jej dzieciństwo. Tekst będzie pisany, jakby zwracała się do różnych osób, będą przekleństwa. Będzie smutno i wesoło, będzie i nienawiść i miłość, będzie światło i cień, będzie nadzieja i jej nie będzie.
Mam nadzieję, że się spodoba.
Prolog.
"Poszukuję poprzez ciemność
Mojej powrotnej drogi do domu
Ta podróż wydaje się być bez końca
Ale będę kontynuował
Cienie będą rosnąć
I dzień upadnie
A noc obróci się w świt"
[HIM "The Path"]
Witam państwa! Za chwilę zaczniemy nasze przedstawienie, ale najpierw krótki wstęp! Życzę miłej zabawy!
***
Każdy z was napewno zna histroię Harry'ego Potter'a, Wybawiciela Czarodziejskiego Świata. No oczywiście, że tak. Po co ja się w ogóle o to pytam, prawda? Wszyscy wiedzą, jak to Wielki Pan Potter obronił czarodziejów przed Złym i Brzydkim Lordem Voldemortem.
Ale czy ktoś z was, skurwysyny, zastanowił się dlaczego Voldemort tak postępował? Co go do tego zmusiło?
No proszę?
Ktokolwiek?
Tak też myślałam.
Jako jego córka miałam prawo go o to zapytać. Nie zapytałam.
Ojciec był - i będzie - największym czarnoksiężnikiem świata magii.
***
Masz wybór.
Te słowa ciągle odbijały się echem w moim mózgu. Masz wybór, możesz to zatrzymać, to twoja sprawa, to Ty zdecydujesz kiedy to skończyć itp. "Masz wybór" to słowa mojego Ojca. Powiedział mi to, gdy miałam zabić pierwszą swoją ofiarę. Powtarzał to wiele razy.
"Masz wybór" skierowane do pięciolatki stojące z różdżką wycelowaną w jakąś kobietę na dywanie i z Niewybaczalnym na ustach.
"Masz wybór" do jedenastolatki w sprawie szkoły.
"Masz wybór" w znalezieniu fałszywego imienia i nazwiska.
"Masz wybór" w sprawie wyglądu.
Ale nigdy nie usłyszałam tego, jeśli chodziło o misje. Albo o Mroczny Znak. Wtedy słowa "masz wybór" nie istniały. Było tylko "musisz".
Tak... Mój kochany Ojciec. Bezwzględny, zimny, ironiczny. Raz mnie pogłaskał. Po śmierci matki...
Matka. Nawet teraz czuję ucisk w klatce piersiowej, gdy patrzę na te wszystkie uśmiechnięte dzieci i kobiety przy nich. Moja mama uśmiechneła się do mnie raz, kiedy złamałam rękę. To nie był uśmiech pełen spółczucia... Raczej wyrażał zimną satysfakcję.
"Nasza idealna córeczka zrobiła sobie ku-ku? Poczekamy, aż Tatuś wróci i coś z tym zrobi"
A potem patrzyła przez trzy godziny, jak zmagam się z bólem. A jak Ojciec przyszedł rozpętało się piekło.
"Jezu, co za debile z tych... Lenna, co Ci jest?"
"Złamała rękę... Nie wiedziałam co robić, więc czekałyśmy na ciebie"
"I pozwoliłaś jej tak...? Słodki Slytherinie! Ty siebie matką nazywasz?! A gdyby to była Ann to co byś zrobiła?! Tylko patrzyła, co?"
Ojciec przeklinał i wrzeszczał. Rzucał Niewybaczalne na matkę, aż zemdlała. Potem odwrócił się do mnie i jednym zaklęciem uzdrowił moją rękę. Mówił, że może boleć w nocy i takie inne.
Był moim Idolem. Patrzyłam na niego z zachwytem i ciągle się uczyłam, by być taką jak on. Gdy były spotkania Śmierciożerców, chowałam się pod fotelem albo pod stołem... Byleby tylko go widzieć. Raz mnie zauważył... I to był ostatni raz kiedy musiałam się chować. Na następnym spotkaniu siedziałam dumnie koło Ojca, a moja postawa wołała "Widzcie! Jestem tutaj! Jestem przy Ojcu! I co teraz powiecie?!".
***
Teraz, po tylu latach, siedzę na fotelu w naszym salonie. Ojciec krąży w tą i spowrotem wyszczekując polecienia do Śmierciożerców. Głupie sługusy.
Goraca kawa parzy usta, pali przełyk, boli jak diabli, ale to jedyne w co jestem teraz skłonna uwierzyć. W ból. Nie patrzysz na mnie. Czemu? Naprawdę boisz się spojrzeć mi w oczy? To przez ciebie stałam się tym, kim ty jesteś teraz - mordercą. Czy to moja wina, że moje ubranie jest zbrukane krwią? Czy zamierzasz zrzucać na mnie odpowiedzialność za to, że ta przeklęta - Gryfonka w dodatku - kobieta nie chciała szybko umrzeć? Że wolała walczyć?
Wstrząsa mną dreszcz. Przecież widziałeś gorsze rzeczy! Oboje patrzyliśmy, jak Śmierciożercy obcinali ofiarą palce, a potem kazali im je konsumować. Patrzyliśmy na najokropniejsze gwałty bez mrugnięcia. Dokonywaliśmy rzeźni, a krew lała się strumeniami po naszych twarzach, spływała w dół plamiąc nasze ubrania. Zostawiając ślad.
A teraz Twoja własna córka budzi w tobie obrzydzenie?
Mróżę powieki, rozkoszując się kawą. Wiem, że czegoś ode mnie chcesz. To wisi w powietrzu. Jesteś spięty; pragniesz czegoś, ale nie możesz tego mieć... O co Ci chodzi?
***
Czy Ojciec mnie kochał? Nie wiem. I nie wiedziałam tego, gdy nadeszła wojna.
Wiem jedno: ja go kochałam. Kochałam go tą obsesyjną miłością, jaką fanki darzą swoich idoli. Nie, nie zrozumnicie mnie źle; kochałam go, ale jako Ojca.
Nie jako potwora, którym się potem stał.
***
Kurtyna w górę! Przedstawienie rozpoczęte!
Rozdział pierwszy, część pierwsza: Pokolenie sługusów - Kopciuszek - Podchody
Cisza zalega pokój po tym, co powiedział. Obydwoje wiedzieliśmy co oznacza dla mnie ta misja - długą, powolną i zapewne bolesną śmierć. Wstałam i bez słowa podeszłam do drzwi, a wspomnienia przesuwały mi się przed oczami.
Czasami wydaje mi się, że już wtedy domyślałam się pewnych zamiarów Mojego Ojca, ale spychałam je w duł umysłu, topiłam je w fałszywych słowach.
Zadanie było proste - znaleść, uwieść i przyprowadzić do Voldemorta Harry'ego Potter'a- i niewykonalne. Przynajmniej dla kogoś, kto nie rozumie Chłopca, Który Przeżył.
Następnego ranka opuszczałam mury rodzinnego domu. Ubrana w czarną suknię i pelerynę odwróciłam się w bramie by ostatni raz spojrzeć na dom. W końcu nałożyłam kaptur na głowę i zamknełam bramę. Oglądając się ostatni raz na- znikający już - budynek uniosłam prawą rękę wzywając Błędnego Rycerza.
***
Stałam przed wrotami Hogwartu, a wiatr porywał z ziemni złotawe liście każąc im tańczyć wokół mnie. Patrząc na oświetlony zamek nachodziły mnie wspomnienia dawnych dni, gdy chodziłam tu w mundurku Slytherinu, a moim największym zmartwieniem był egzamin z transmutacji i mnustwo pracy domowej.
Chodziłam tu razem z siostrą, Ann.
Wspomniałam już o niej? Nie?
Otóż Ann była moim przeciwieństwem - słodka blondyneczka o jasnoniebieskich oczach. Nieprzyzwyczajona do wojny, misji czy zabijania.
Ann... Nie lubiłyśmy się. Kiedy o niej myślę odrazu natarczywie pojawia mi się jedno wspomnienie z dzieciństwa.
Była sierpniowa noc, w okna nieubłaganie waliły krople ciepłego deszczu. Miałam wtedy piętnaście lat i wróciłam właśnie z kolejnej dawki tortur i po raz kolejny myślałam o istocie śmierci. Nie zdejmując przebrania Śmierciożercy ruszyłam ku łazience.
"Nawet w pokoju musisz to nosić, prawda, Lenna?" jej głos ostro przeciął powietrze w pustym pokoju. Zatrzymałam się i powoli odwróciłam. Ann stała koło swojego łóżka ubrana w bladoróżową koszulę nocną, a w oczach błyszczały jej iskierki gniewu i łzy. Stałam nieruchomo z dumnie uniesioną twarzą. Powoli podeszła do mnie zatrzymując się od jakieś dwa kroki przede mną.
"Czemu ciągle nosisz maskę? Ojciec Ci każe? Wstydzi się ciebie?"
"Zamknij się" mój szept był jak ostry sztylet, kóry ranił nie ją lecz mnie.
"Czemu ty? Czemu, do cholery, nie ja? Czemu nie mogę nosić takiej maski i stać przy nim na zebraniach? W czym jesteś ode mnie lepsza? W czym, do cholery?!"
Po policzkach popłyneły jej łzy, gdy złapała mnie za przód szaty i pociągneła gwałtownie.
"Czemu nie może na mnie spojrzeć?! Czemu nie mogę... nie mogę tam być?!"
"Tu cię boli, co? Chcesz stać obok niego i patrzeć na gwałty, tortury? Mogę poprosić Ojca, by Cię wpuścił. Mogę poprosić, by wypalił ci znak. Ale zanim to zorbię, coś ci powiem. Pamiętasz Lewander Booton, Huppelpuff? Tą, co miała ze mną dodatkowy projekt na zielarstwo? Dziś patrzyłam, jak Śmierciożercy bili i gwałcili jej matkę. Jak poniżali Ojca, jak torturowali go i dawali mu eliksir czuwania, by nie zemdlał. Ba, pomagałam im w tym. Czułam w ustach posmak krwi, czułam zapach palonych ciał. Tak, Ann, palonych. Podpalałam jej ojca. Go, jej matkę i dorosłego brata. Ciełam nożem ich zmaltretowane ciała, młotkiem łamałam im palce" mówiłam powoli, wypranym z emocji szeptem. A ona patrzyła na mnie z coraz większym przerażeniem, po policzkach płyneło jej coraz więcej łez. Puściła mnie i cofneła się do tyłu.
"Przestań, proszę, Lenna, przestań..." mówiła zadławionym szeptem, ale ja nie zamierzałam przestać.
"Słyszałm ich krzyki błagające o litość. Ich skowyt. Upajałam się nim, wiesz? Śmiałam się wraz z innymi Śmierciożercami, gdy wymiotowali swoimi wnętrznościami. Śmiałam się kopiąc ich, znieważając, kalecząc. Nie miałam wyrzutów sumienia, liczyło się tylko zadawanie bólu, ich krzyki, ich krew, ich cierpienie, skowyt. Krew szumiała mi w uszach, czułam magię całą sobą, czułam satysfakcję z mordowania. A jeśli się pospieszysz, może uda ci się jeszcze zobaczyć ich zmasakrowane ciała. No dalej, idź" dodałam wskazując w stronę drzwi. Ann cofneła się jeszcze bardziej, wiciąż łakając i błagajć bym przestała.
"A teraz powiedz mi, czy chcesz to oglądać? Gorzej, czy chcesz w tym uczestniczyć? Tego tak naprawdę chcesz? jesteś gotowa by zabijać, torturować, plamić ręce krwią? Chcesz walczyć w wojnie, która niesie za sobą setki ofiar?! Potrafiłabyś patrzeć w oczy ich dzieciom i udawać, że nie miałaś z tym nic wspólnego?! Wierz mi, Ann, to nie jest dla ciebie" powoli wycofałam się do łazienki. Zamknełam drzw i oparałam się o nie oddychając ciężko. Słysząłm jej szloch i wtedy dotarło do mnie, czego pozbawił mnie ojciec.
Miłości.
Litości.
I jeśli kiedykolwiek, syn lub córka Śmierciożercy skazany/skazana na los swoich rodziców powie Ci, że jest szczęśliwa - kłamie.
Jesteśmy następnym pokoleniem sługusów Czarnego Pana.
Bardzeij "wychodowani" na Śmierciożerców niż wychowani na nich.
Skrzywdzeni, udajemy siłę i oddajemy ciosy, krzywdzimy, wyzywamy...
Ale jeszcze nie znalazłam kogoś, kto umiałby pod tą maską zuchwałości zobaczyć naszą prośbę o pomoc.
Nasze wrzeszczące milczeniem błaganie o wyciągnięcie stąd, o coś lepszego.
Ale nigdy nikt nie przychodzi.
Bo takie rzeczy, jak "cudowne uwolnienie" nie mają miejsca w życiu dzieci śmierciożerców.
My wiemy, że "Kopciuszek" to tylko głupia bajka, ale każdy z nas podświadomie czeka na swojego królewicza.
***
I proszę o szczere opinie, dobrze?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Lenna Prefekt Naczelny (Bezczelny XD)
|
Wysłany:
Pią 22:06, 23 Mar 2007 |
|
|
Dołączył: 04 Maj 2006
Posty: 35 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Gdzie kończą się uczucia a zaczyna pustka...
|
Rozdział pierwszy, część druga: Pokolenie sługusów - Kopciuszek - Podchody
Nie było łatwo zdobyć jego zaufanie. Nie było łatwo patrzeć mu w oczy i nie wrzeszczeć "zabiłam twoich rodziców, zabiłam ich!".
Nie było łatwo udawać, że nie chce tego skończyć.
To było dziwne.
Dziwnie było widzieć rano jego zaspany uśmiech. Dziwnie było słyszeć, jak szepcze słowa, których zawsze bałam się bardziej od Avady.
I dziwnie było się z nim pieprzyć.
Taka jest prawda - ja go nie kochałam. Byłam tam tylko z rozkazu Ojca. Słuchałam jego krzyków w czasie nocnych koszmarów. Kłamałam, że wszystko będzie dobrze. Powoli wciągałam go w grę, której on nie rozumiał.
I nie miał szansy wygrać.
Zaplątywałam go w pajęczyne złudzeń, udawałam, że nigdy go nie zostawię. Bolało, choć nauczyłam się to tłumić. Bolało znów zaczynać życie od kłamstw, iluzji i półprawd.
I teraz nagle nie mogę sobie przypomnieć, jak to zrobiłam. Jak udało mi się go przyprowadzić przed oblicze Ojca. I kiedy zaczęłam uczyć go Czarnej Magii? I kiedy przekonałam go do Czarnego Pana?
I kiedy zaczęłam jego pragnienie noszenia Mrocznego Znaku?
***
Czarne, rozwichrzone włosy, zielone oczy. Blizna w kształcie błyskawicy.
Nigdy nie chciałam wierzyć, że przeze mnie zacząłeś kłamać - ale to było przeze mnie.
Wiem, że teraz już nic dla ciebie nie znaczę - pogrążyłeś się w tej grze, którą dla Ciebie stworzyłam.
Czasem aż siebie przerażam tym, co potrafię zrobić z ludzi.
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie na lekcji. Patrzyłeś na mnie jakbyś dobrze wiedział, co noszę na lewym przedramieniu; udałam, że tego nie widzę.
Pamiętam twoje pytanie o mojej przeszłości.
Pamiętam naszą kłótnię w moim gabinecie.
Ja wiem i ty wiesz, co się wtedy wydarzyło. I niech to pozostanie między nami.
Nie kochałam Cię. Nigdy. To wszystko było od początku do końca kłamstwem. Iluzją zbudowaną specjalnie dla ciebie.
A przynajmniej łatwiej mi wierzyć, że tak było.
Nigdy nie czułam sie winna za Twoje czyny. Nigdy nie czułam wstydu za to, co zrobiłam.
I może już o wszystkim zapomniałeś - o przyjaciołach, o uczuciach, o naszych rozmowach - i może tak jest nawet lepiej, ale mimo wszystko... Nie chciałam stworzyć z ciebie potwora.
Przepraszam.
Wiem, że moje słowa już nic nie znaczą. I wiem, że nigdy nie usłyszysz ode mnie przeprosin. I wiem, że nigdy już tego nie przeczytasz.
Nie przeczytasz już niczego.
***
Byłeś moim uczniem. To dziwne, ale nawet teraz się uśmiecham.
Nauczycielka Obrony Przed Czarną Magią i Chłopiec, Który Przeżył.
Najpierw były podchody. Powoli docieraliśmy do siebie - ja widziałam prawdziwego Ciebie pokazując Ci to, co chciałeś zobaczyć.
Nie żal czy współczucie.
Zrozumienie.
Byliśmy szaleni i to nas łączyło. Pamiętam, jak się śmialiśmy z nich wszystkich.
I nagle przestało to być dla mnie śmieszne.
Wiesz, co mnie najbardziej bolało? Kiedy staliśmy razem na zebraniach Śmierciożerców - ja po prawej stronie Ojca ty po lewej. Oboje bez masek. Patrzyłam na twoją kamienną twarzy i nie mogłam sobie przypomnieć kiedy po raz ostatni się śmiałeś - nie sztucznie, ale tak prawdziwie.
A najgorsze jest w tym wszystkim, że to mi cholernie przypomina fragment jednej z mugolskich piosenek, które Ojciec tolerował; mówił, że kiedyś zrozumiem dlaczego.
"(...)I wszystko czego nie mogę sobie przypomnieć
Tak posrane jak może sie wydawać, wiem że to ja
Nie mogę tego zwalić na mojego Ojca
On zrobił wszystko co mógł dla mnie(...)"
Szczególnie kawałek o Ojcu wciąż rozbrzmiewa mi w głowie.
***
Zawsze zastanawiałam się, czemu to akurat ja a nie Ann mam umieć świetnie ważyć trucizny i perfekcyjnie zabijać. Pamiętam, jak to się stało, że spytałam się o to Ciebie.
Matka była blondynką o niebieskich oczach; Ann odziedziczyła po niej urodę. Denerwowało ją to, że Ty, owszem, spełniałeś wszystkie zachcianki Ann, ale bardziej interesowałeś się mną... I może dlatego tak mnie nienawidziła?
Umarła, gdy miałyśmy po pięć lat. Całymi dniami leżała w łóżku, a kiedy nadchodził jej czas wezwała mnie, Ann i Ciebie do siebie. Od Ciebie chciała byś, gdy już skończy mówić zabił ją. Ann powiedziała, że ją kocha i będzie nad nią czuwać. Potem ja musiałam podejść do jej łóżka. Pochyliłam się, pozwalając jej suchym wargom dotknąć mojego policzka.
-Kocham Cię, Lenno- powiedziała czule, a po chwili jej oczy rozbłysnęły nienawiścią- Ale wstyd mi, że jesteś moją córką.
Wtedy tuż koło mnie przeleciała jadowicie zielona smuga światła.
Matka umarła patrząc na mnie z nienawiścią.
Ann zaczęła wtedy płakać. Krzyczała. Wezwałeś Skrzata i kazałeś mu zabrać ją do pokoju. Ja przez ten cały czas patrzyłam na nieruchomą matkę. Nie płakałam, nie robiłam nic.
Tego wieczoru, gdy Ann zmęczona szlochem w końcu zasnęła, wybrałam się do Twojej sypialni. Zapukałam grzecznie i na oschłe "proszę" weszłam do środka. Leżałeś na tym swoim wielkim łóżku z zamkniętymi oczyma.
-Ojcze- odezwałam się cicho, ale nawet nie drgnąłeś.
-Ojcze- powiedziałam trochę głośniej; zero reakcji z Twojej strony. I wtedy zrobiłam coś bardzo złego: mianowicie, podeszłam i wdrapałam się na łóżko. Usadowiłam się koło Ciebie.
-Tato...- powiedziałam cichutko po raz pierwszy i ostatni w moim życiu. Dopiero teraz spojrzałeś na mnie ze zdziwieniem.
-Cz-czemu m-m-mama...-zająkałam się, a Ty tylko zaprzeczyłeś ruchem głowy; nie wiem co to miało oznaczać. W milczeniu położyłam Ci główkę na brzuchu. Wtedy odważyłeś się na pierwszy i ostatani rodzicielski ruch, jaki pamiętam; zacząłeś mnie głaskać po główce.
Zapytałam właśnie w tym momencie "czemu ja?"...Dostałam odpowiedz, której wtedy nie zrozumiałam.
-Bo jesteś silna i masz potężną moc. Ann, no cóż, sama widziałaś co się z nią dzisiaj stało. Zresztą, gdy ja umrę to Ty przejmiesz to wszystko- powiedziałeś wolną ręką wskazując przestrzeń wokół nas.
-Ale nie możesz umrzeć, Ojcze! Nie pozwalam Ci!- krzyknełam, przytulając się do Ciebie tak, jakbyś miał zaraz wyzionąć ducha.
-Nie, teraz nie...
-Nigdy! Dobrze? Nie umrzesz nigdy!
-Tak...- powiedziałeś patrząc pustym wzrokiem na drzwi- Nie umrę nigdy.
Od tamtego czasu obsesyjnie szukałeś sposobu by pokonać śmierć...
...tylko czy naprawdę chodzi o mój dziecęcy lęk?
Nie wiem czy nie byłam dla Ciebie tylko pionkiem w grze zwanej życiem. Nie wiem czy wtedy nie myślałeś o mnie, jako o mordercy.
"(...)Nie mogę tego zwalić na mojego Ojca
On zrobił wszystko co mógł dla mnie(...)"
Teraz rozumiem.
Dziękuję.
Dziękuję, za każdy ruch, którego mnie nauczyłeś.
Dziękuję, za każde zaklęcie.
Dziękuję, za każdą ofiarę.
Dziękuję, że mi zaufałeś.
Dziękuję, za każde wspomnienie.
Dziękuję, za każdą radę.
Dziękuję, za każdą karę.
Dziękuję, za każdy krzyk.
Dziękuję, za każdą przelaną krew.
Dziękuję, za każdą obietnicę.
Dziękuję, za nauczenie mnie, jak przetrwać.
Dziękuję, za życie, które mi dałeś; za krew w moich żyłach; za oddech; za każdą myśl.
I przepraszam za przyłożenie ręki do Twojej śmierci.
***
Zaczęłam opowiadać swoją historię od końca. Z odrobiną wyjaśnień. Bez początku czy rozwinięcia. I myślę, że teraz będzie mi łatwiej pisać od początku tego wszystkiego.
I wszystko będzie moją prawdą, bo przyrzekłam sobie, że jeśli będę to pisać to będzie prawda.
Mam dosyć kłamstw. Mam dosyć budzenia się z krzykiem. Mam dosyć snów w których widzę ich twarze - Harry'ego, Ann, Ojca, moich ofiar, nie znanych mi ludzi. Moich przyjaciół.
I czasami nie mogę zasnąć w nocy. Myślę o tym, co przeminęło, o ludziach, którzy odeszli.
Na dole huczy muzyka, rozwrzeszczany tłum. A ja stoję w ciemności patrząc na trzy rzeczy, które mogą dać mi szczęście.
Nóż. Różdżka. Trucizna.
Zamykam oczy i kładę się na kocu.
Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie dziś.
Dopiero, gdy skończę moją historię. Gdy wyjasinię wszystko.
Coć tak naprawdę nikt nie musi wiedzieć, ajk to było. Robię to dla siebie.
Dla noża, różdżki i trucizny.
Ale jeszcze nie teraz, jeszcze nie dziś.
I nie robię tego dla nich.
Rozdział drugi - Kłamstwo dla Ojca
Nie jestem idealna. Nigdy nie byłam. Zawsze była na mnie jakaś skaza, to zło mieszkało we mnie od poczęcia.
To dawało mi siłę. Ta wiara, że nigdy nie byłam dobra, że nie było czego skazić.
Ale ty zawsze mówiłeś, że jestem czysta. Pytałeś, jak mogę chodzić po ziemi skoro jestem piękna niczym sami aniołowie. Ja tylko uśmiechałam się przytulając się do ciebie.
Nigdy nie powiedziałam Ci prawdy. Poznałeś ją w czasie walki, gdy moja maska spadła na posadzkę. Krzyknąłeś moje imię; spojrzałam na ciebie. Coś w twoich oczach błagało by to nie była prawda. Uśmiechnęłam się do ciebie kpiąco mordując aurora za Tobą.
Wtedy już nie byliśmy razem. Kiedy zerwaliśmy? To było coś około szóstej klasy... Tak, bo razem byliśmy od końca piątej, wytrzymaliśmy wakacje, potem parę miesięcy. A może rok? Słodki Slytherinie, nie pamiętam. Nie chcę.
Dałeś mi szczęście. Byłeś jedynym światłem w tej cholernej ciemności mojego życia. Jedynym powodem, dla którego jeszcze brnęłam dalej.
Jedynym kłamstwem, które sprzedałam Ojcu.
***
Czy Cię kochałam?
A co to znaczy?
Czy jest już za późno, byś mnie tego nauczył?
Na wszystkie te pytania mam jedną odpowiedź - nie wiem.
***
Kiedy wzeszedłeś do mojej celi nie uniosłam głowy. Nie uniosłam jej też, gdy cicho wypowiedziałeś moje imię. Nie zrobiłam tego, gdy zapytałeś "dlaczego, Lenna?".
Ale kiedy już wychodziłeś powiedziałam jedno zdanie, które zraniło nas oboje tak bardzo głęboko.
"Nigdy nie byłam czysta, myliłeś się"
Obejrzałeś się i wyszedłeś.
***
Kochałeś mnie?...
***
Nigdy o nic Cię nie prosiłam. Nic nie brałam z naszego związku; wystarczyło mi, że tam byłeś. Że trzymałeś mnie w chwilach słabości, choć nigdy nie powiedziałam Ci czemu płakałam.
Nic do ciebie nie czułam... Przynajmniej tak mi się wydaje.
Byłeś jednym z tysięcy. Byłeś moją zabawką; karmiłam Cię zdradliwymi iluzjami, wkładałam Ci do głowy marzenia, które brałeś za swoje.
Byłeś tylko kolejnym naiwniakiem.
***
Nienawidzę cię! Nienawidzę Cię za nasze bycie ze sobą. Nienawidzę Cię za odwiedzanie mnie w Azkabanie. Nienawidzę za uśmiech, płacz, czułość, miłość. Nienawidzę Cię za to, że dzięki tobie poczułam się człowiekiem.
Zabiję Cię. Może wykorzystam cię którejś nocy, a potem wyjmę spod poduszki różdżkę i zakończę twoje istnienie na ziemi. Może zielony błysk oświetli moją twarz i uderzy w twoją klatkę piersiową wdzierając się do serca.
Kiedyś Cię zabiję. Za miłość, którą mnie obdarowałeś.
Więc żegnaj, Remusie.
I pozdrów przyjaciół po tamtej stronie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
Heather Pierwszoroczny
|
Wysłany:
Pon 19:51, 31 Gru 2007 |
|
|
Dołączył: 31 Gru 2007
Posty: 27 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Chciałaś szczerze więc masz. Zanim ci o napiszę musisz wiedzieć, że to jeden z moich pierwszych ficków, ale na moją opinię o tym raczej to nie wpłynęło.
Podobał mi się prolog ponieważ był taki... prawdziwy. Dalsza część troszkę przestała mi pasować. Szczególnie ta misja. Mogłaś dobrze rozwinąć wątek z kłamstwem, a tego nie zrobiłaś. Napisać tam jakiś rodzaj wspomnienia i więcej uczuć Lenny. Czy chciała tego, czy nie. Czy zrobiła to bo musiała, czy raczej dlatego, że naprawdę kochała. Mogłaś rozwinąć dalej temat bo chętnie bym przeczytała. Ale to nie zależy ode mnie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|